niedziela, 6 lutego 2022

Biżuteria personalizowana dla mężczyzny

    Świetnym pomysłem na prezent dla mężczyzny może być biżuteria personalizowana. Zaznaczenie, że coś jest tylko dla tej jednej konkretnej osoby może wywołać niepowtarzalne emocje. Ta personalizacja może mieć różne poziomy – zahaczać o zainteresowania i hobby, lub też nawiązywać bezpośrednio do osoby poprzez inicjały, datę ważnego wydarzenia, imię, ulubioną sentencję, charakterystyczny znak.
    Bardzo często takie właśnie prezenty zamawiają u mnie kobiety dla swoich mężczyzn i to niekoniecznie na walentynki, ale z okazji urodzin, imienin, czy rocznicy. Są to głównie bransolety – prezent uniwersalny i prawdziwie męski. Szerokie – ze skórzanych rzemieni i miedzi. 


 
Umieszczam na nich rozmaite symbole wywodzące się np. z celtyckich lub słowiańskich wierzeń (Świętowit, Perun, Weles, Thor, Triskelion i inne), znaki runiczne lub całe sentencje, mające wzmacniać różne aspekty życia, ochronne, pomagające w  ważnych życiowo kwestiach. Czasem są to też kamienie przypisane do znaków zodiaku, lub symbole zwierzęce ukazane w nieco stylizowanej formie graficznej (wilk, niedźwiedź, słoń i inne).


Rozpiętość  tematyczna jest duża i właściwie się nie kończy, bo potrzeby klientów, a także moje pomysły wciąż podążają w różnych kierunkach i czerpią z naprawdę wielu źródeł.

    Jeśli potrzebujesz takiej właśnie rzeczy, to zapraszam do kontaktu – często zdarza się, że ktoś opowiada mi, o co mu chodzi, co chciałby zawrzeć w biżuterii, a ja przygotowuję projekt i potem powstaje z tego rzecz dedykowana konkretnej osobie, zazwyczaj tylko jedna i niepowtarzalna. Nawet jeśli za jakiś czas dla kogoś innego robię coś podobnego, to zawsze jest to właśnie tylko podobne, ale nigdy takie samo. I rzeczy te różnią się nie tylko dlatego, że znajdzie się tam inny symbol, czy inicjały, ale także dlatego, że wszystko przygotowuję ręcznie. Nie korzystam z żadnych maszyn pozwalających w identyczny sposób wyciąć czy przyozdobić miedziany element. Są to ręcznie formowane, wręcz rzeźbione rzeczy, a graficzne wzory są przeze mnie ręcznie rysowane i przygotowane do całego procesu trawienia. To powoduje, że są naprawdę unikalne, absolutnie pojedyncze i niepowtarzalne. A posiadanie czegoś w jednym egzemplarzu i świadomość, że ta rzecz była wykonana tylko dla mnie daje poczucie indywidualizmu, zadowolenia i satysfakcji.
    Pamiętajcie, że cudowną rzeczą jest to, że podobną przyjemność można zrobić także sobie i taką biżuterię zamówić dla siebie!


poniedziałek, 17 stycznia 2022

Niecodzienny spektakl

     Od 17 dni mamy nowy rok. Dziś ponoć Blue Monday, co przyroda postanowiła uczcić trochę niecodziennym spektaklem.
Siedziałam przy komputerze uzupełniając asortyment mojego internetowego sklepu. Za oknem było ponuro i ciemno. Ciężkie chmury płynęły po niebie, gnane porywistym wiatrem, drzewa wstrząsane co i rusz mocnymi podmuchami, a obok mnie druga już tego dnia filiżanka kawy. Pies spał po porannym spacerze, śniadaniu i obowiązkowym wygłaskaniu.
      Pierwszy grzmot był cichy, nie zwróciłam na niego uwagi, biorąc go za przesuwanie mebli u sąsiadów na górze. Ale chwilę później błysk i szybki huk momentalnie wytrąciły mnie z wgapiania się w komputer. Burza! Najprawdziwsza – i to w styczniu - i z gwałtownymi opadami… śniegu!!!
Pies z lekkim niedowierzaniem podniósł głowę – nie lubi burzy, boi się jej i zawsze gdy grzmi, podbiega do balkonu i szczekaniem chce ją odegnać. Tym razem górę wzięło zdziwienie, jednak już kolejny grzmot uruchomił właściwą „burzową procedurę”.
A ja patrzyłam jak zaczarowana na padający poziomo śnieg – tak gęsty, że pobliskie drzewo zniknęło w zawierusze. Kolejny błysk i niemal natychmiastowy huk.
Kilka minut i wszystko wokół się zabieliło. Burza - jak szybko przyszła, tak też szybko się skończyła. Śnieg padał już rzadszy, wiatr się uspokajał, pies też, a ja z tego zdziwienia nie zrobiłam nawet zdjęcia.
I zaraz było już po tej dziwnej burzy… śnieg zostanie jeszcze chwilę, ale raczej niezbyt długą, bo temperatura dodatnia. W tym roku miejska zima bardzo go nam skąpi. Było go na tyle mało, że nie spotkałam ani jednego bałwana. Co innego zeszły rok – bałwany się mnożyły tu i tam, a mój pies nie okazywał im zbytniego respektu…

     No i zapomniałabym, dlaczego to wszystko piszę. Otóż – na taką aurę za oknem najlepsza jest książka. A jeśli książka, to przyda się także mały gadżet – niepowtarzalny i tylko Twój – zakładka do książki! Taka w jedynym egzemplarzu, trochę tajemnicza, trochę jak znaleziona na wykopaliskach sprzed wieków. Znajdziesz taką w moim sklepiku www.mojemw.pl – wpadnij i przy okazji rzuć okiem na inne rzeczy. Może znajdzie się coś na rozgonienie gorszego nastroju, jakiś drobiazg, który sprawi, że blue Monday i każdy inny blue day zamieni się w coś przyjemnego.

 





Dawno, dawno temu... (na wzór kaptorgi)

Dawno, dawno temu… Tak mogłoby się zaczynać to opowiadanie i… właściwie byłaby to prawda, bo i dawno coś tu pisałam, i rzecz o której dziś ...