sobota, 24 września 2016

Początki...

Kiedyś zaczęło się tak: weszłam do pewnego sklepu-galerii, w którym zobaczyłam kilka stosików poszewek. Zachwyciły mnie i wyszłam stamtąd uboższa o trochę pieniędzy, za to bogatsza o piękną rzecz. Ta rzecz, natychmiast po moim powrocie do domu, otrzymała należne jej miejsce na „reprezentacyjnej kanapie” i leżała tam sobie przez prawie dwa lata, ładnie wyglądając i przynosząc radość oczom. Aż któregoś dnia, nagle i znienacka, spadła na mnie myśl, że może by tak samej spróbować zmierzyć się z materią. Pogrzebałam w czeluściach szaf, gdzie zalegały kawałki materiałów pozostałe po moich rozmaitych próbach krawieckich, pozbierałam to wszystko na jeszcze wtedy średniej wielkości stosik i tak przymierzając, przykładając, dopasowując kolory i faktury... zaczęłam działać.

I tak zostało mi do dziś, tylko dziś ta kupka materiałów rozrosła się w niezłą górę... Na jednych poszewkach rosną drzewa, na innych kwitną kwiaty, na jeszcze innych koty mruczą swe kocie opowieści.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dawno, dawno temu... (na wzór kaptorgi)

Dawno, dawno temu… Tak mogłoby się zaczynać to opowiadanie i… właściwie byłaby to prawda, bo i dawno coś tu pisałam, i rzecz o której dziś ...