sobota, 12 listopada 2016

Czas aniołów...

       Listopadowy wieczór. Deszczowo-śniegowy. Z nieba przez cały niemal dzień leciała mokra nibyśniegowa papka, robiąc błoto wszędzie, gdzie tylko się dało. I wciąż leci, tylko w mroku wieczoru już tego nie widać, a tylko cichy plask spadających mokrych płatków niesie się cichutko po okolicy.
Ta jesień nie rozpieszcza nas zbytnio słonecznym blaskiem. Więcej w niej zapachu mokrej ziemi, przygotowującej się do zimowego snu, niż szelestu suchych traw. Więcej zimnych powiewów i przenikającego chłodu, wpełzającego wraz z mgłą we wszystkie zakamarki.
       Ale tak sobie myślę, że listopad, może troszkę smutny przez tę aurę, niesie także ze sobą obietnicę ciepła i bliskości. Z każdym dniem bliżej nam do świąt, do czasu, który będziemy mogli spędzić z kimś dla nas ważnym, kochanym.
       To czas aniołów, niosących ciepło i dobrą energię. Przybywają właśnie teraz i zostają z nami przez cały następny rok.
Kilka większych i mniejszych przyleciało także do mnie...





Jeśli zechcesz, aby któryś z nich doleciał do Ciebie, zapraszam na www.mojemw.pl 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dawno, dawno temu... (na wzór kaptorgi)

Dawno, dawno temu… Tak mogłoby się zaczynać to opowiadanie i… właściwie byłaby to prawda, bo i dawno coś tu pisałam, i rzecz o której dziś ...