No i trzasnęło znów kilka miesięcy od mojej ostatniej czynnej bytności tutaj…
Tak mi jakoś czas przecieka przez wszystko – przez palce i oczy, przez duszę i serce, przez całą mnie, zupełnie jakbym była duchem.
Wcale go przy tym nie trwonię, bo bez przerwy coś robię – albo twórczego, bo powstają nowe wyroby, albo nadrabiam zaległości w czytaniu, albo po prostu przyziemnie staram się zadbać o moje najbliższe otoczenie. Choć z tym jest coraz trudniej, bo przez ilość i różnorodność rzeczy, które robię, powoli obrastam w nieskończoną ilość „przydasi”, które zaczynają nie mieścić się już nie tylko w moim pokoju-pracowni, ale w ogóle nigdzie… Z komody w dużym pokoju wysypują się włóczki, z których miały powstać np. sweterki dla lalek, na balkonie potykam się o kawałki drzewa i korzenie, z których jeszcze nie wiem co chciałabym zrobić, ale wyrzucić ich nie pozwolę, bo są śliczne… w pokoju stos pudełek kartonowych do pakowania i wysyłania np. szklanych aniołów, pod krzesłem przy roboczym stole plątam się w zwoje drutu miedzianego, a na sztalugach stoi mokry jeszcze obrazek, który za jakiś czas ma być prezentem świątecznym dla kogoś, kto się tego nie spodziewa… Do tego setki skrawków materiałów, z których co jakiś czas wyczarowuję patchworkowe, pejzażowe poszewki na poduszki.
Czyli – dzieje się i na nudę nie mogę narzekać.
Tak mi jakoś czas przecieka przez wszystko – przez palce i oczy, przez duszę i serce, przez całą mnie, zupełnie jakbym była duchem.
Wcale go przy tym nie trwonię, bo bez przerwy coś robię – albo twórczego, bo powstają nowe wyroby, albo nadrabiam zaległości w czytaniu, albo po prostu przyziemnie staram się zadbać o moje najbliższe otoczenie. Choć z tym jest coraz trudniej, bo przez ilość i różnorodność rzeczy, które robię, powoli obrastam w nieskończoną ilość „przydasi”, które zaczynają nie mieścić się już nie tylko w moim pokoju-pracowni, ale w ogóle nigdzie… Z komody w dużym pokoju wysypują się włóczki, z których miały powstać np. sweterki dla lalek, na balkonie potykam się o kawałki drzewa i korzenie, z których jeszcze nie wiem co chciałabym zrobić, ale wyrzucić ich nie pozwolę, bo są śliczne… w pokoju stos pudełek kartonowych do pakowania i wysyłania np. szklanych aniołów, pod krzesłem przy roboczym stole plątam się w zwoje drutu miedzianego, a na sztalugach stoi mokry jeszcze obrazek, który za jakiś czas ma być prezentem świątecznym dla kogoś, kto się tego nie spodziewa… Do tego setki skrawków materiałów, z których co jakiś czas wyczarowuję patchworkowe, pejzażowe poszewki na poduszki.
Czyli – dzieje się i na nudę nie mogę narzekać.
Ale jesienna melancholia zaznacza się mocno. Na balkonie odwiedziny miłego gościa… Trzeba będzie zostawić trochę orzechów w skrzynce, żeby i później było czym gościa poczęstować.
Niektóre drzewa już są nagie. Na innych jeszcze resztki kolorów. Na moim balkonie też ostatnie letnio-jesienne kwiaty…
Niektóre drzewa już są nagie. Na innych jeszcze resztki kolorów. Na moim balkonie też ostatnie letnio-jesienne kwiaty…
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz