środa, 28 września 2016

Szkło - zbiór pojęć perzeciwstawnych...

Poduchy dekoracyjne (wcześniej pisałam o tym, jak to się stało, że zaczęłam je szyć) to jedno, ale jest też kilka innych rzeczy, które mnie zajmują.

Inny rodzaj mojej twórczej działalności to biżuteria. Zawsze ją lubiłam. Kiedyś, gdy nie było tak szerokiego wyboru ciekawych wzorów i ozdób pamiętam, że wyszukiwałam np. jakieś ciekawe guziki i… robiłam z nich klipsy lub kolczyki. Od zawsze coś dłubałam, przerabiałam, dziergałam. Wszystko to zaprowadziło mnie najpierw do Liceum Plastycznego, a potem na studia w Akademii Sztuk Pięknych.
Dziś moje narzędzia pracy to zarówno ołówek, farby i pędzel, jak i nożyce do metalu, pilnik, lutownica, młotek… długo można by tak wymieniać ;)
No i szkło… Szkło ma w sobie jakąś magię. Jest zbiorem całkowitych zaprzeczeń i określeń przeciwstawnych, a wszystkie one i tak nie wyczerpują tego, jakie naprawdę jest szkło... Przejrzyste-kolorowe, zimne-gorące, kruche-twarde, gładkie-ostre, mieniące się-jednobarwne, tęczowe-czarne... długo by można...
Postanowiłam dotknąć szkła „bardziej”. „Wgryzam się” w szklane tafle i próbuję wyczarować z nich alternatywną rzeczywistość. I wciąż zadziwia mnie przemiana szkła, która dokonuje się pod wpływem temperatury. Ostre, tnące  kawałeczki zyskują obłość i miękkość linii, stają się przyjazne, kolory zmieniają się, lub uwydatniają, kształty nabierają dynamiki, lub wręcz przeciwnie – spokoju. Żeby powstało coś ładnego i niepowtarzalnego, trzeba poddać te szkła pewnym torturom...
Mianowicie najpierw pociąć na pożądanej wielkości kawałki i kształty, a potem poskładać we wzór, który chcemy uzyskać, podgrzać do temperatury kilkuset stopni i gdy wystygnie, porównać zamierzenie początkowe z efektem końcowym. Czasami efekt ten jest zgoła odmienny od zakładanego, ale to chyba najmilsza część tej pracy. 


W ten sposób wytapiam oczka, kaboszony i inne kształty, które potem wykorzystuję do tworzenia biżuterii. Są to rzeczy niepowtarzalne, bo nigdy dwa razy nie uda się uzyskać identycznego efektu. Szkło to dość kapryśny materiał, ale dający wiele radości. 



sobota, 24 września 2016

Początki...

Kiedyś zaczęło się tak: weszłam do pewnego sklepu-galerii, w którym zobaczyłam kilka stosików poszewek. Zachwyciły mnie i wyszłam stamtąd uboższa o trochę pieniędzy, za to bogatsza o piękną rzecz. Ta rzecz, natychmiast po moim powrocie do domu, otrzymała należne jej miejsce na „reprezentacyjnej kanapie” i leżała tam sobie przez prawie dwa lata, ładnie wyglądając i przynosząc radość oczom. Aż któregoś dnia, nagle i znienacka, spadła na mnie myśl, że może by tak samej spróbować zmierzyć się z materią. Pogrzebałam w czeluściach szaf, gdzie zalegały kawałki materiałów pozostałe po moich rozmaitych próbach krawieckich, pozbierałam to wszystko na jeszcze wtedy średniej wielkości stosik i tak przymierzając, przykładając, dopasowując kolory i faktury... zaczęłam działać.

I tak zostało mi do dziś, tylko dziś ta kupka materiałów rozrosła się w niezłą górę... Na jednych poszewkach rosną drzewa, na innych kwitną kwiaty, na jeszcze innych koty mruczą swe kocie opowieści.

Dawno, dawno temu... (na wzór kaptorgi)

Dawno, dawno temu… Tak mogłoby się zaczynać to opowiadanie i… właściwie byłaby to prawda, bo i dawno coś tu pisałam, i rzecz o której dziś ...