Kiedyś zaczęło
się tak: weszłam do pewnego sklepu-galerii, w którym zobaczyłam
kilka stosików poszewek. Zachwyciły mnie i wyszłam stamtąd
uboższa o trochę pieniędzy, za to bogatsza o piękną rzecz. Ta
rzecz, natychmiast po moim powrocie do domu, otrzymała należne jej
miejsce na „reprezentacyjnej kanapie” i leżała tam sobie przez
prawie dwa lata, ładnie wyglądając i przynosząc radość oczom.
Aż któregoś dnia, nagle i znienacka, spadła na mnie myśl, że
może by tak samej spróbować zmierzyć się z materią. Pogrzebałam
w czeluściach szaf, gdzie zalegały kawałki materiałów pozostałe
po moich rozmaitych próbach krawieckich, pozbierałam to wszystko na
jeszcze wtedy średniej wielkości stosik i tak przymierzając,
przykładając, dopasowując kolory i faktury... zaczęłam działać.
I tak zostało mi do dziś, tylko dziś ta kupka materiałów
rozrosła się w niezłą górę... Na jednych poszewkach rosną drzewa, na innych kwitną kwiaty, na jeszcze innych koty mruczą swe kocie opowieści.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz